+3
NasiGoreng.pl 17 czerwca 2014 13:32


Iran jest chyba jednym z ostatnich nieodkrytych przez turystów krajów. A jest tak z dwóch powodów. Po pierwsze w głowach siedzi (nam na pewno siedziało) wiele uprzedzeń o Iranie. Np. że Javadi – szef irańskiego wywiadu – powiesi nas pod zarzutem szpiegostwa jak sierżanta Brody’ego z „Homelandu” albo że na irańskim lotnisku, podobnie jak w 1979 Ben Affleck w „Operacji Argo”, przeżyjemy dramatyczną odprawę paszportową, albo po prostu że to drugi Afganistan, że terroryści, że ukamienują, że porwą i zakopią żywcem. Tymczasem to wspaniały i bezpieczny kraj jeszcze wspanialszych ludzi. Po drugie polityka wizowa była do niedawna dość restrykcyjna i po prostu nie każdy był wpuszczany.

W efekcie Iran to kraj nadal w dużej mierze mało zeksplorowany przez „białe buły” (i to pomimo coraz większej liczby zachodnich pakietowców, czyli turystów wykupujących wygodnickie pakiety) i niezbyt szczegółowo/aktualnie opisany na blogach, forach i w przewodnikach. Dlatego „literaturę tematu” chcielibyśmy wzbogacić tym skromnym wpisem.

Co zobaczyć i co zabrać?

Irańskie miasta są bardzo ciekawe, ładne i czyste, więc warto w nich spędzić trochę czasu. Odwiedziliśmy Shiraz, Yazd, Isfahan, Teheran, Qazvin, Tabriz i Urmię. Pierwsza trójka była zdecydowanie najciekawsza, a sam Isfahan to podobno najpiękniejsze miasto świata (może nie naj, ale moim zdaniem w zdecydowanej czołówce). W miastach warto odwiedzić bazar i meczety.


Shiraz


Mozaiki na meczetach


Bazar w Tabriz. Najciekawsze zakątki można znaleźć dopiero gubiąc się w licznych alejkach.


Alejka wełniana


Zapomniana alejka

Nas kolejne meczety i kolejne bazary zaczęły już pomału nużyć, więc zdecydowanie bardziej woleliśmy tropić murale lub chodzić do parków i urządzać sobie w nich pikniki. W parkach prędzej czy później pochodzili do nas miejscowi, dosiadali się, graliśmy wspólnie w karty, rozmawialiśmy… każdy w swoim języku oczywiście. Takie spędzanie czasu w miastach zdecydowanie bardziej do nas przemawiało niż bazary, meczety i muzea… A jeśli już o miastach mowa to zdecydowanie najmniej ciekawy okazał się Teheran i dziś wiemy, że mogliśmy bez żadnej szkody dla irańskiej podróży Teheran ominąć. Tak samo warto traktować Urmię – jedynie jako punkt przesiadkowy w podróży do/z Turcji.


Typowy park w Iranie













Wszyscy napotkani Irańczycy pytani o rekomendacje miejsc wartych odwiedzenia w Iranie zgodnym chórem wymieniają zieloną północ i pieją z zachwytu nad wybrzeżem kaspijskim. Daliśmy im się trochę wpuścić w maliny, bo wybrzeże kaspijskie okazało się jednym wielkim obrzydłówkiem, z którego ewakuowaliśmy się szybko, choć z poczuciem straconego czasu. Miejscowości takie jak Chalus i Ramsar warto więc zupełnie zignorować (i to mimo, że do Chalus prowadzi bardzo malownicza górska droga z Teheranu).


Wybrzeze Morza Kaspijskiego. Prawda, że piękne?

My za to piejemy z zachwytu nad północnym zachodem, szczególnie Doliną Alamut w okolicach miasta Qazvin i górami Kharvana na północ od Tabrizu (tak naprawdę to nie nazywają się Kharvana, ale nigdzie nie znalazłem innej nazwy niż ta, którą podał mi tamtejszy mieszkaniec ). W każdym z tych miejsc robiliśmy jednodniowe wycieczki, po fakcie żałując, że nie doczytaliśmy o możliwościach dłużych trekkingów. Gdy już doczytaliśmy o trekkingach w Dolinie Alamut okazało się, że są bardzo drogie (45 euro za osobę za dzień), a przy Tabrizie nawet lokalne agencje nie słyszały o niczym poza opisanymi w przewodnikach Jolfie, zamku Babak i skalnej wiosce Kandovan. Dlatego finalnie żałowaliśmy, że do Iranu nie przyjechaliśmy z własnym namiotem i dobrymi mapami. Ze sprzętem kampingowym można po prostu wypuścić się w przepiękne zielone góry na północnym zachodzie kraju na kilkudniowy trekking i załatwić sobie tym samym wspaniałe wspomnienia na całe życie. Rzadko już zdarza się możliwość eksploracji tak pięknych i nieodkrytych przez turystów miejsc.


Dolina Alamut


Dolina Alamut


Dolina Alamut


Dolina Alamut


Okolice Tabriz


Okolice Tabriz


Okolice Tabriz


Okolice Tabriz

A jeśli już mowa o rzeczach, które do Iranu zabrać należy, to zdecydowanie trzeba sobie ściągnąć VPN, ponieważ Facebook, Youtube, portale informacyjne (także polskie), a nawet, co przeszkadzało nam najbardziej, pudelek (!) są po prostu w Iranie zablokowane. Ściągnięcie VPNu na miejscu może okazać się niemożliwe.

Warto też ściągnąć na smartfona słownik angielsko-perski działający offline (bo WiFi nie jest dostępne na każdym rogu) albo w ogóle dla zwiększenia szans na odrobine głębsze relacje z Irańczykami rozważyć zapisanie się na krótki kurs farsi (dostępny dla turystów np. w Isfahanie).

Warto pamiętać, że znane w całej Azji Południowo Wschodniej „pranie za pół dolara za 1kg” w Iranie nie istnieje, a hotele często nie świadczą takiej wydumanej usługi jak „laundry”.

No i weźmy także min. 2 pary długich spodni i ani jednej krótkich. W Iranie mężczyźni w krótkich spodenkach nie występują. Panie niech nie myślą, że uda im się chodzić bez chusty na głowie, bo nie uda im się. Nie ma taryfy ulgowej dla turystów (co zresztą popieram).

Na miejscu warto kupić lokalną kartę SIM – przyda się do rezerwacji hoteli i utrzymywania kontaktów z poznanymi Irańczykami.

Jak podróżować?

Nie należy kupować „wycieczek fakultatywnych” w hotelach, bo ich ceny są zawyżone i to kilkukrotnie. Żeby po Iranie podróżować tanio, najlepiej trzymajmy się z dala od pakietów (skrojonych zazwyczaj na kieszeń pakietowców po sześćdziesiątce). Np. hotel w Shiraz oferował wycieczkę do Persepolis w okazyjnej cenie 30 dolarów za osobę, my kombinacją lokalny bus najdalej jak się da (czyli do Marvdasht) + jak już się nie da to taksówka zwiedziliśmy Persepolis za ułamek tej ceny. I taka kombinacja transportowa za każdym razem okazywała się dla nas najkorzystniejsza cenowo. Np. jeśli chcemy zobaczyć Kandovan koło Tabrizu (który swoją drogą najlepiej ogląda się z dystansu ze szczytów położonych nieopodal wzgórz), to bierzemy lokalny bus do Osku, a stamtąd taksówkę (zamiast jechać taksówką bezpośrednio z Tabriz, do czego będzie zachęcał nas każdy hotel i oficjalna informacja turystyczna).


Kandovan, czyli wciąż zamıeszkane skalne miasto


Okolice Kandovan

Taksówki w miastach są wyjątkowo tanie i większość tras pokonywaliśmy za 5-8 zeta, więc czasem nie warto zasuwać przez 1,5h pieszo z dworca:-). A najmilsze jest to, że taksówkarze, jeśli już zawyżają cenę, to najwyżej o złotóweczkę Mister. No problem ;)

Długodystansowe autobusy w Iranie to perfekcyjna mieszanka komfortu i tzw. „value for money”. Opcja VIP często nieznacznie tylko droższa od „standardu” to doskonała opcja na nocleg i zaliczenie przy okazji kilkusetkilometrowej trasy. Także pociągi okazały się wyjątkowo komfortowe, choć już ok 50% droższe od autobusów (ale i to nadal znacznie poniżej kosztów podobnych przejazdów w Polsce). Męczarnie w nocnych autobusach znane nam z Azji Południowo-Wschodniej i Azji Południowej (o czym tutaj: http://nasigoreng.pl/2014/04/15/bus/ ) w Iranie po prostu się szczęśliwie skończyły.


Szczęście w irańskim autobusie. Miejsca na nogi nie brakuje, a do tego rozdawali “pudeleczka radości” z soczkiem i ciastkami

Gdzie spać?

Hotele w Iranie dzielą się na:

- tradycyjne – z pięknymi dziedzińcami, tapczanami i błogim lenistwem. Takie hotele z reguły mają także dormitorium. Są fajną opcją na spotkanie innych podróżników i dzielenie się doświadczeniami z miejsc wartych odwiedzenia. Te, w których się zatrzymaliśmy miały też smaczną i tanią lokalną kuchnię (Silk Road w Yazd i Niayesh w Shiraz).

- standardowe hotele za ok 20-25 dolarów za dwójkę z wifi i łazienką. Najmilej wspominamy hotel Totia w Isfahanie

- tzw. mosāferkhuneh, czyli pensjonaty (choć lepiej pasuje do nich jednak określenie „lazaret”). Kosztują ok 10 usd za dwójkę lub mniej. Są brudne i skromne, a łazienkę trzeba dzielić z pozostałymi 20 pokojami. Dobra opcja dla tych którzy wyznają dewizę „przenocuj i zapomnij”. Z tego typu zakwaterowania najmilej zapamiętaliśmy bursę Telegani Inn w Qazvin.

Warto pamiętać, że agoda.com czy booking.com nie mają w ofercie w ogóle hoteli irańskich, więc najlepszym źródłem opinii o hotelach pozostaje Tripadvisor. Zabookować online w zasadzie niczego się nie da, chyba że zrobimy to mailowo (co często może być równie nieskuteczne co niemożliwe).

W Iranie wyjątkowo popularny jest także couchsurfing. Poza noclegami to także świetna opcja na poznanie ciekawych Irańczyków, którzy chętnie pogadają z nami „o życiu” albo „o rzeczach” i przy okazji pokażą nam okolicę z perspektywy lokalsa.

Gdzie i co jeść?

Irańczycy nie są narodem, który je poza domem, więc „na mieście” mamy albo drogie restauracje albo zwykłe fastfoodowe budy. Fast foody są tanie, ale równie śmieciowe co w Polsce, więc nie warto tracić w nich kolejnych okazji na posiłek. Dla nas idealnym rozwiązaniem okazał się koobideh, czyli kebab (3,5 – 4zł za sztukę). Jak się człowiek dobrze porozgląda, to widać go na co drugim rogu. O tym z czym to się je pisaliśmy tutaj, dodam jedynie, że doszedłem w tym do perfekcji i uważam, że nie ma kebaba nad koobideha i że to koobideh jest prawdziwym „Prince of Persia”.


Koobideh

Paweł za to rozsmakował się we wszelkich formach podrobów, a to w zupie, a to jako szaszłyk, a to w czymś a la kaszanka. Ja się w tym nie rozsmakowałem.


wątrobianka


“kaszanka” z wątrobki

Polubilem za to doogh, czyli bardziej rozwodnionego kolegę tureckiego ajranu, czyli mówiąc po polsku pasteryzowany i posolony jogurt. Idealnie komponuje się z mięsem.

Zasmakowała mi też pasta z pomidorów, bakłażana, czosnku, kurkumy i jajka – czyli Mirza Ghasemi.

A idealną opcją budżetową na wypełniający posiłek jest podziabany widelcem (albo brudną łapą obwoźnego sprzedawcy :-) ) ziemniak z jajkiem zawinięty w chleb typu lavash (1,5 zeta). Opcja „premium” zawiera też pomidora i szczypiór i kosztuje… 50 gr więcej. Podobno je się to w całym Iranie, my dostrzegliśmy takie punkty dopiero w Tabrizie.


wiem, że nie widać, ale uwierzcie, że pod jajkiem i szczypiorem jest ziemniak i pomidor

Warto też spróbować lokalnej zupy o nazwie Ash przyprawionej szafranem. Jeden Irańczyk powiedział mi, że Ash to nie jest zupa, bo w Iranie jest jedna zupa i nazywa się „zupa”…, ale kto by się tam rozdrabniał, skoro stygnie.


Ash

A skoro o zimnym, to w Iranie po prostu nie opłaca się nie jeść wszędobylskich lodów włoskich (1 zł za sztukę). Nie wypada nie spróbować szafranowych.



Na deser często odwiedzaliśmy lokalne cukiernie i wychodziliśmy objuczeni słodkościami, zostawiając w lokalnej kasie 5 do 10 złociszy. Upijaliśmy się też szejkami owocowych dostępnymi na każdym rogu, płacąc 4-6 zł. Alkoholem upić się nie da, bo o ile nie zna się szemranych dziupli, ot tak kupić go po prostu nie ma gdzie.



Ile to kosztuje?

Butelka wody 1,5L – 1zł

Butelka pepsi 2L – 2 zł

Bilet na metro w Teheranie – 50gr

Bilety wstępu: Persepolis 15 zł, Necropolis 10zł, Alamut Castle 10zł, kolejka linowa w Isfahanie lub Ramsar 20zł, wybrane meczety do 10 zł

Dezodorant Axe – 10 zł

Lokalny żel pod prysznic Sehat – 3zł

Chleb – 50 gr

Długodystansowy nocny autobus VIP – 20-25 zł

Długodystansowy nocny autobus „standard” – 15-20 zł

Lokalne minibusy – 2-5 zł

Najkorzystniejszy kurs wymiany 1USD = 3270 IRR

Najsłabszy kurs wymiany 1USD = 3100 IRR

Przy płaceniu trzeba uważać, bo w Iranie panuje „praktyczna” dewaluacja. Tzn. że większość cen podawana jest w tzw. tomanach a nie w rialach, czyli Irańczycy po prostu skreślają jedno zero. Oznacza to, że jeśli coś kosztuje 20 tys. riali, to Irańczycy powiedzą raczej, że kosztuje „dwa tysiące” (w domyśle: tomanów). Ale nie jest to reguła, więc czasem trzeba zgadywać, czy chodzi o tomany czy riale :-)

Spieszmy się do Iranu

Poza standardowymi miejscami opisanymi w każdym przewodniku w Iranie zdecydowanie warto wypuścić się na trekkingi w miejsca, o których przewodniki milczą. Szczególnie w górach na północnym zachodzie odkryjemy wodospady i malownicze doliny i będziemy je mieli tylko dla siebie. Co najwyżej spotkamy miejscowych jeżdżących na osiołkach albo gnających owce i kozy w lepiej położone pastwiska, a bliżej miast prędzej czy później trafimy na jakichś piknikowiczów. Wszyscy jednak będą mieli wielkie serca i będą chcieli nas ugościć najlepiej jak potrafią.



Przy Iranie pytanie „Czy jechać?” w zasadzie nie ma sensu, bo po prostu jechać należy i to przy najbliższej okazji, bo inni turyści właśnie tam jadą (i to pakietowo) i niestety każdy z nich zabiera z Iranu szczyptę podróżniczej dziewiczości oraz odrobinkę autentycznej gościnności.

Więcej naszych relacji na http://nasigoreng.pl/

Zapraszamy również na https://www.facebook.com/nasigorengpl

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

becek 18 czerwca 2014 19:12 Odpowiedz
mi przy tych grafiti wyskoczyl tajniak i chcial aparat zabrac skonczylo sie ze aparat schowalem do futeralu