+1
Grzegorz Firlit 5 grudnia 2014 20:42
To był misternie zaplanowany krótki wypad do Amsterdamu. Termin - 4 grudzień, hmm… pewnie 4 czerwca może być przyjemniej, ale z drugiej strony nie ma złej pogody, tylko złe ubranie. Wszystko poukładałem jak w szwajcarskim zegarku i czekałem na wylot: Wrocław – Berlin (Schönefeld) (SXF) 2:25-6:15 PolskimBusem, SXF – Amsterdam Schiphol (AMS) 7:05-8:40 EasyJet i powrót AMS – SXF 17:05-18:30, SXF – Wrocław 19:25-23:25. Podobno jak ludzie robią plany, to bogowie mają wielką uciechę. Nie wiem czy w tym przypadku bogowie się mieszali do rozkładu Polskiego Busa, ale faktem jest to że poranny kurs został opóźniony o 30 minut. Autobus przyjeżdża w godzinie zamykania bramki, przy odrobinie szczęścia może się udać, bo wiemy, że to tak naprawdę jest to godzina otwarcia bramki. Ryzyko jednak oceniłem na zbyt duże i szukałem planu awaryjnego. Najprościej oczywiście można pojechać samochodem, ale taki wyjazd z Wrocławia, w 1 osobę kosztowałby więcej niż cała impreza, a miało być szybko i nisko budżetowo. Inne łączone opcje, pociągi przez Drezno itd., nie dość że wychodziły drogo to czasowo nie były żadną alternatywą. Przebukowałem PolskiegoBusa na dzień wcześniej 19:30 – 23:30 i przyszykowałem się na nocleg na Schönefeld.

Ale po kolei. Wycieczkę zacząłem na wrocławskim dworcu autobusowym i był to dla mnie pierwszy szok. W budynku dworca nie miałem okazji być od czasów studenckich (czyli to moja pierwsza wizyta w tym wieku ;). Ostatnio jak korzystałem z dworca, to moje wizyty ograniczały się tylko do peronów. Teraz miałem chwilę i ze względu na temperaturę wszedłem do środka. Jest gorzej niż było 15 lat temu – ciemniej i brudniej. Te same budy, może trochę inny asortyment – papierosy skręcane z tytoniu na miejscu i sprzedawane na sztuki, a na ząb zamiast starej, poczciwej knyszy – frytoburgery! Co to jest wogóle? Na usprawiedliwienie swojego miasta dodam, że dni tego dworca są policzone, obok powstaje nowy obiekt. Podróż do Berlina upłynęła mi na lekturze przerywanej drzemkami (albo odwrotnie). W autobusie było prawie pusto, towarzystwa dotrzymywała mi grupka studentów, która rozmawiała ze sobą po angielsku, niemiecku, rosyjsku i węgiersku. Przy czym każda z osób władała każdym z języków. Na dodatek wyciągnęli podręczniki i zaczęli uczyć się… polskiego. Nie wiem jak im szło, bo akurat w tym języku między sobą nie rozmawiali ;) PolskiBus podjeżdża pod same drzwi terminalu w Schönefeld, co jest niewątpliwie jego ogromną zaletą. Szybko zwiedziłem infrastrukturę lotniska i udałem się na wcześniej upatrzone pozycje, a mianowicie ławki na ostatnim piętrze terminalu A. O tym miejscu dowiedziałem się oczywiście z forum fly4free. Potwierdzam, jest to chyba najlepsza miejscówka na nocleg na tym lotnisku. Składa się z 2 siedzeń, przedzielonych półką na bagaż, co razem sprawia, że można w miarę wygodnie się rozciągnąć w pozycji horyzontalnej. Miejsc nie jest za dużo i wszystkie były zajęte, więc sugeruję wcześniejszą rezerwację ;) Terminal jest patrolowany przez policję, ale nikt nie robi problemów i jest bezpiecznie. Koło północy zaczyna się sprzątanie i może być głośno. Później sen zakłócają komunikaty i dość głośne schody ruchome. Mimo to dzięki możliwości drzemki noc szybko zleciała. Po krótkiej toalecie udałem się do odprawy. Oprócz karty pokładowej nikt nie sprawdzał nawet dokumentu tożsamości. Sam lot również bez niespodzianek, może tylko ludzie jacyś tacy bardziej uśmiechnięci w porównaniu do pasażerów rejsów startujących z polskich lotnisk. Przez cały lot co najmniej 2 warstwy chmur, na dodatek uciekaliśmy przed wschodzącym słońcem. Holenderską ziemię ujrzałem przed lądowaniem i pierwsze wrażenie to oczywiście wszędzie woda – rowy, kanały, jeziorka, podmokłości. W poprzek, wzdłuż i na skos, a pomiędzy nimi wiją się liczne drogi. Schiphol, czwarte lotnisko w Europie (ponad 50 mln pasażerów rocznie) zrobiło na mnie duże wrażenie. Już po wylądowaniu, samolot kołował i kluczył ponad autostradami i innymi drogami. Jeszcze się tyle nie najeździłem samolotem ;) Sam terminal ogromny, podzielony na 3 części – hale (1,2,3). EasyJet obsługiwany jest przez halę 3, bramki M (zarezerwowane dla strefy Schengen). Dla pasjonatów lotnictwa godnym polecenia jest otwarty taras widokowy, skąd podziwiać można znaczną część lotniska włącznie z pasami startowymi, a samoloty oczywiście stoją w kolejce i startują jeden po drugim. Najwięcej, co jest naturalne w niebieskich barwach KLM. Na tarasie jeszcze jedna atrakcja – można zwiedzać Fokkera 100.

Do centrum Amsterdamu (Amsterdam Centaal) najłatwiej dostać się pociągiem. Dworzec znajduje się pod terminalem lotniska. Bilety kupujemy w automatach, na akranie dotykowym rzuca się w oczy przycisk „ticket to Amsterdam Centaal (i odwrotnie na Schiphol), więc nic prostszego. Bilet kosztuje 4 € (teoretycznie), bo kupując bilet jednorazowy (papierowy) należy doliczyć 1 €. Bilet należy skasować (przyłożyć do czytnika) przed wejściem na stację. Pociągi odjeżdżają co kilkanaście minut, a podróż trwa max 20 minut. Kursują różne składy, w zależności od relacji, wszystkie są czyste i bardzo ciche. Przez okno oglądałem przedmieścia Amsterdamu. Bloki, biurowce, place zabaw – wszystko nad wodą, albo otoczone z 2-3 stron kanałami. Na sporym osiedlu można się więcej doliczyć łódek i jachtów przycumowanych tuż przed blokiem niż samochodów.
Po wyjściu z dworca (który wygląda jak pałac) zanurzyłem się w Amsterdam. Zwiedzałem tak jak lubię najbardziej, bez konkretnego celu i marszruty, nie odhaczałem w przewodniku kolejnych atrakcji, pomników, kościołów i muzeów. Krążyłem pomiędzy kolejnymi kanałami, uliczkami i zakamarkami. Od malowniczego mostka do ciekawej kamieniczki, od wyróżniającej się barki do stoiska z tulipanami… Prognoza pogody niestety się sprawdziła i „partly cloudy” oznaczało ogólną szarzyznę, temperatura odczuwalna to podobno -4 st. Holendrzy chyba przyzwyczajeni bo większość z nich pomyka na rowerach bez czapek i rękawiczek. Spacer umilały mi przerwy na broodje (prawie jak hotdog, tylko z większą kiełbasą) i kawę (razem 3,50 €) lub kufelek Amstela (6 € w przyjemnej tawernie Old Sailor z widokiem na Ouede Kerk (Stary Kościół) i dzielnicę czerwonych latarni). Zwiedzanie Amsterdamu zakończyłem w sklepie z pamiątkami kupując magnesy na lodówkę i pocztówki na pamiątkę. Atrakcji w Amsterdamie jest sporo i na pewno każdy coś znajdzie dla siebie ;)

Wróciłem na dworzec centralny, podobnie jak kilka godzin wcześniej po krótkiej przejażdżce znalazłem się na lotnisku w Schiphol. Miałem chwilę, żeby pobłąkać się kilometrowymi korytarzami terminalu, jeszcze raz zajrzeć na taras i do Fokkera. Czekając na wylot w logii przy bramkach M znajduje się wygodne miejsce do odpoczynku. Siedzenia w kształcie schodów, wyłożone miękkim obiciem, każde z gniazdkiem. Dodatkowo zjeżdżalnia dla dzieci i bezpłatne wi-fi, nie wspominając o licznych barach i sklepach. Po krótkim locie byłem z powrotem na Schönefeld, tylko tym razem miałem około godziny czasu. Zaskakujące było to, że po nocy spędzonej w tym miejscu, przeszła mi przez głowę myśl „to moje lotnisko”, czułem się tu jak u siebie w domu, chociaż moim lotniskiem powinny być Starachowice. Po 23 byłem we Wrocławiu, minęło trochę ponad 24 godziny, a tyle udało się zobaczyć. Ale ta Europa mała…

Dodaj Komentarz

Komentarze (5)

justyna-ucieklak 8 grudnia 2014 15:12 Odpowiedz
Jeżeli lubisz unoszący się w powietrzu zapach maruhainy, jeżeli lubisz brzydkie ladacznice stojące w oknach przy katedrze, jeżeli lubisz tłum ludzi i tłum śmieci to Amsterdam jest dla Ciebie! Ja zdecydowanie polecam znacznie mniejsze miasta ale za to z duszą i tubylcami skórnymi do rozmów takie jak Schiedam - stolice jałowcówki, Edam i Goude - pachnące serami i tradycją oraz oczywiście wyjątkowo urokliwy Delft gdzie produkuje się dobrze znaną porcelanę. Wyciszenie znajdziecie też w Ootmarsum podobnie jak w wielu mniejszych i mniej znanych miejscowościach.
grzegorz-firlit 8 grudnia 2014 15:27 Odpowiedz
Dzięki Justyna, mam nadzieję że kiedyś będę miał okazję i znajdę kilka dni, żeby zajrzeć do mniejszych, klimatycznych miejscowości i poznać ten kraj z innej strony. To była moja pierwsza randka z Holandią, nie zakochałem się od pierwszego wejrzenia, ale też nie żałuję tej znajomości... ;)
kinka 10 grudnia 2014 09:59 Odpowiedz
Czaję się na Amsterdam chyba ze dwa lata, tylko myślałam, żeby jechac tam z Brukseli Megabusem, jednak z Kielc do Berlina średnio po drodze, ale skoro ze Starachowic się da to z Kielc też :)
grzegorz-firlit 10 grudnia 2014 10:11 Odpowiedz
kinkaCzaję się na Amsterdam chyba ze dwa lata, tylko myślałam, żeby jechac tam z Brukseli Megabusem, jednak z Kielc do Berlina średnio po drodze, ale skoro ze Starachowic się da to z Kielc też :)
Wszystko się da - chcieć to móc :) Jeszcze żeby tak latał jakiś Ryan za 19 zł z Wrocławia na Schonefeld... ;) Teraz myślę o Brukseli, albo bardziej o Brugi. Pozdrawiam.
azaza 3 marca 2015 14:25 Odpowiedz
kinkaCzaję się na Amsterdam chyba ze dwa lata, tylko myślałam, żeby jechac tam z Brukseli Megabusem, jednak z Kielc do Berlina średnio po drodze, ale skoro ze Starachowic się da to z Kielc też :)
Z Kielc masz niedaleko do Pyrzowic-Katowice, stąd lata tani Wizzair do Eindhoven'a (EIN).