0
Tom Stedd 29 grudnia 2020 19:42
Miała być Sofia LOT-em w dniach 22-29 grudnia, a wyszła Ukraina pociągiem/ autokarem/ marszrutką w dniach 22-27 grudnia. Powód? Obowiązkowa kwarantanna dla osób przyjeżdżających/ przylatujących z zagranicy, która została wprowadzona kilka dni przed planowanym wylotem powrotnym do Polski.
Dotychczas korzystałem w usług Neobusa, którym dojeżdżałem do Medyki, a stamtąd podróżowałem marszrutkami wgłąb kraju. Jako że tym razem podróż odbywałem z moją lepszą połową, która ma chroniczny wstręt do dłuższych przejazdów autokarowych, musieliśmy dojechać do Przemyśla pociągiem (skandaliczne 51 zł, zamiast zwyczajowego 1 zł za promocyjnego Neobusa), potem wskoczyliśmy na kilkanaście kilometrów do Flixbusa do Medyki, a z granicy już marszrutką (około 2 godziny jazdy, cena poniżej 10 zł) dojechaliśmy do Lwowa na dworzec Zachodni. Stamtąd komunikacja miejska do hotelu (autobus, w którym moja lepsza połowa już poważnie zbladła + tramwaj, który jechał wolniej, niż pieszy idący równolegle). Ufff, po jakichś 6-7 godzinach od wyjścia z domu znaleźliśmy się w Lwów Ibis Styles.
W pokoju panował upał nieznanego pochodzenia, którego nie mogło zbić nawet uchylone okno. Kołdra dodatkowo była taka, że czuło się pod nią jak w piecu hutniczym. Również wielkość pokoju nie powalała, zabrakły z 2-3 metry kwadratowe, żeby poczuć się o wiele lepiej. A zapach w łazience był taki sam, jak w Ibis Budget. Kto był, ten wie, o czym piszę. Cena jednak zrekompensowała niedogodności – 615 zł za pięć nocy bez śniadań.

1.jpg


Planów na Lwów nie mieliśmy zbytnio skonkretyzowanych. Niedawno spędziłem w tym mieście kilka dni i zobaczyłem prawie wszystko, co jest ciekawe i mniej ciekawe (obszerna relacja do znalezienia na moim profilu). Pozostała Opera, która dostępna jest dla zwiedzających tylko w niektóre dni przez kilka godzin. Cena biletu wstępu to 100 hrywien, czyli 13,50 zł. Hmmm, mocno rozczarowałem się tym zwiedzaniem, ponieważ można było zobaczyć tylko jedną salę i pooglądać z jednego miejsca na piętrze wnętrze opery. Akurat miała miejsce próba przed przedstawieniem, więc pooglądaliśmy i posłuchaliśmy występów artystów.

2.jpg



3.jpg


W Operze znajdowało się także dzieło nawiązujące do Ostatniej Wieczerzy. Czy było z lodu, czy ze szkła, tego niestety nie udało nam się ustalić.

4.jpg



5.jpg


Dostępne do zwiedzania miejsca prezentowały się jak poniżej.

6.jpg



7.jpg



8.jpg



9.jpg



10.jpg



11.jpg



12.jpg


Obowiązkowym punktem była wizyta na Cmentarzu Łyczakowskim. Jeśli macie szczęście, to wejdziecie za darmo, ale możecie naciąć się również na chamskich „bileterów”, którzy ściągną od was haracz po 50 hrywien. Nas złapali. Widać wyczuwają turystów, bo nie zaczepili wchodzącej przed nami pary Ukraińców.
Dziewczyna bardzo wzruszyła się oglądając miejsca pochówku ofiar walk na wschodzie Ukrainy sprzed kilku miesięcy, roku, dwóch, trzech lat. Mogiły zawierają przeważnie zdjęcie żołnierza, informację o jednostce wojskowej, pełnionej funkcji i miejscu śmierci. Grobów wciąż przybywa …

13.jpg



14.jpg


Zauważyliśmy też ciekawy zwyczaj – otóż na mogiłach można było zobaczyć luźne lub w siatkach mandarynki i pomarańcze.

15.jpg


Słynne lwy z Cmentarza Łyczakowskiego nadal są zasłonięte. Polityka polityką, więc cisza nad tym tematem, by nie wywoływać sporów.

16.jpg


Niedaleko od cmentarza jest Muzeum Historii Farmacji Galicyjskiej. Miejsce jedynie dla pasjonatów, wejście za dowolną odpłatnością. Plusem jest pan, który mówi biegle po polsku i chętnie rozmawia na każdy, nawet trudny, temat.

17.jpg



18.jpg


W rynku znajduje się słynna kawiarnia Kopalnia Kawy. Nie korzystaliśmy z jej usług, zobaczyliśmy tylko wnętrze. Wchodzi się do podziemi, siedzi w mocnych ciemnościach i oczywiście można wypić świeżą kawę przygotowywaną na górze, a nawet zakąsić ją ciasteczkiem.

19.jpg



20.jpg



21.jpg



22.jpg



23.jpg


Jako że nie samą słynną ukraińską słoniną kobiety żyją (a w sumie brzydzą się jej), to trzeba było odwiedzić jakieś restauracje, czego ja z kolei bardzo nie lubię. Dziewczyna bezdyskusyjnie uparła się na „Baczewskiego”, czyli chyba najsłynniejszą restaurację we Lwowie. Pierwsze podejście okazało się porażką, bo była długa kolejka chętnych. Za drugim razem po kilku minutach czekania udało nam się dostać do środka i trafiliśmy do wybitnie komercyjnej restauracji. Jedzenie + sklepik = spore wydatki.

24.jpg



25.jpg



26.jpg



27.jpg



28.jpg



29.jpg



30.jpg


Moje kubki smakowe są chyba upośledzone, bo nie wyczuwają kunsztu smaku i jakości jedzenia. Ukraińską słoninę i kiełbasę bardziej cenią, niż serwowane potrawy restauracyjne. Im bardziej fikuśnie wyglądają, tym gorzej. Spróbowałem w „Baczewskim” rosół i jego smak skojarzył mi się z rosołem mojej matki, gdy jej czasami mocno się nie uda. Kapka cymesu także nie przypadła mi do gustu. Również dziewczyna, smakoszka jedzenia restauracyjnego, była rozczarowana karpiem, ale za to zadowolona z barszczu i średnio usatysfakcjonowana śledziem pod pierzynką podanym w … szklanej szkatułce.

31.jpg



32.jpg


Drugim odwiedzonym przybytkiem był „Doktor Faust”. Klimat wybitnie mroczny, ciekawy wystrój i groźnie wyglądający menedżer Sali, chyba niezbyt lubiący Polaków i Rosjan. Zamówiliśmy tam barszcz ukraiński i pierogi, czyli zestaw wyjątkowo nudny, ale urozmaiceniem był sposób serwowania barszczu.

33.jpg



34.jpg


Okres świąteczny (dla katolików) i przedświąteczny (dla prawosławnych) spowodował, że centrum Lwowa zapełniło się tysiącami ludźmi. Tak – tysiącami. Spytacie o covid, epidemię, ograniczenia? Otóż na ulicach maski nosi ten, kto chce, ale są mocno wymagane w pomieszczeniach zamkniętych. Dystans społeczny? – nie istnieje. Ograniczenie ilości osób w sklepie? – nie istnieje. Godziny dla seniorów? – nie istnieją. Ograniczenia ilości osób w barach i restauracjach? – nie istnieją. Mniej osób w transporcie publicznym? – nie istnieje. Czy to mądre, czy to głupie? – nie mnie to oceniać. Jednak możliwość oddychania na świeżym powietrzu bez obowiązkowej maski została przeze mnie doceniona i to bardzo.
Kiermasz świąteczny przed Operą Lwowską przyciągnął mnóstwo ludzi. W dzień mniej, wieczorem nieprzebrane tłumy. Standardowe były choinka, kramy z jedzeniem, piciem, suwenirami i innymi elementami, których celem było wyłudzenie od mieszkańców jak największej sumy pieniędzy.

35.jpg



36.jpg



37.jpg



38.jpg



39.jpg



40.jpg



41.jpg



42.jpg



43.jpg



44.jpg


Również rynek nie chciał być gorszy od terenu przed Operą i zapełnił się kramami, komercją, ludźmi i lodowiskiem. Święta, święta, święta komercji.

45.jpg



46.jpg



47.jpg



48.jpg



49.jpg




Dodaj Komentarz