+1
Buyaka 16 kwietnia 2015 21:03
Potrzeba słońca i tęsknota serca wygnała mnie na Cypr. Byłam tam od 14. do 21. lutego.

Przewodnik ten jest o tyle niepraktyczny, co nie posiadający wskazówek dot. muzeów, zabytków czy cen w restauracjach, bo… włóczyliśmy się głównie po wybrzeżu, lasach, górkach i pagórkach. O transporcie publicznym zatem też nic nie powiem, bo (dzięki buddzie!) mieliśmy własne auto.

A na wyspę wybrać się warto. Tym bardziej, że sezon jeszcze nie nadszedł, pogodowo sprawa wygląda coraz lepiej a i loty można złapać w dobrej cenie.

Dzień 1. Wybitnie nocny lot. 13.02, odlot o 22:50, lądowanie w Larnace o 3.10 (przypominam o zmianie czasu). Na pokładzie LOTu zadbano, aby nikt z głodu nie umarł i każdego pasażera hojnie poczęstowano 50g Prince Polo a o prawidłowe nawodnienie organizmu zadbano dając każdemu po szklance (no dobra, po kubeczku) wody.
Po chwili przeszłam w stan hibernacji a obudziłam się na chwilę przed lądowaniem w Larnace. Ledwo powróciłam do świata żywych, a przez okno mogłam podziwiać feeerię barw tego 52-tysięcznego miasta. Kolory urywa nocny niebyt morza śródziemnego.



Mimo że to ciemna (i wciąż zimowa) pora, było nieco cieplej niż w Warszawie(stolica pożegnała mnie iście arktycznymi temperaturami). Własny samochód był wybawieniem. Zresztą, po całej wyspie poruszaliśmy się jedynie naszą puszką, wszak w planach była szeroko rozumiana objazdówka. Pierwszy nocleg spędziliśmy na plaży(ach to cebulastwo i chęć przekoczowania do 8 coby się zameldować w hotelu). Nigdy nie spałam w samochodzie. Foteli nie dało się rozłożyć na płasko, tylnej kanapy też nie. Było mi na tyle wszystko jedno, że jedną noc przebolałam. Ja byłam padnięta a i kierowca już się zmęczył jazdą. Parę godzin damy radę.

Dzień 2. Pobudka w wykonaniu szumiących fal była absolutnie abstrakcyjna. Mimo totalnego zmęczenia podróżą, soczewek wżartych w gałki oczne i niemożności poruszania dwiema kończynami… w takich okolicznościach przyrody to ja wszystko przebaczę! Od razu czuć tą eteryczną energię bijącą od wody(wszak okolice miejsca urodzenia Afrodyty zobowiązują, tak?). Kolory wprost upajają swoją soczystością. Jest to pierwsze miejsce, w którym widzę prawdziwie lazurową wodę. Od tego momentu zdaję sobie sprawę gdzie się znalazłam, chłonę widoki będąc jednocześnie wlepioną w okno.







Jadąc wybrzeżem trafiliśmy do naszego pierwszego punktu wypadowego: Agia Marina Chrysochous.

Jeszcze wieczorny spacer i kawie w marinie miasta Polis: Latsi marina.

#img11

#img12

Dzień 3. Dzień zaczynamy wyruszeniem dalej na północ wyspy. W Pomos zatrzymujemy się w małej marinie z której to się rozciąga piękny widok na cypryjskie wybrzeże. Okazuje się, że nie zjemy śniadania: tutejsza tawerna, szalenie popularna w sezonie, poza nim świeci pustkami. Z bólem serca zrywamy świeże mandarynki wielkości kuli do kręgli. No cóż, ciężkie te cypryjskie życie.

#img4

#img5

Jadąc wzdłuż morza dojeżdżamy do Kokkiny ( było ją widać już z Pomos, mimo że dzieli je od siebie sporo kilometrów, można dojrzeć turecką enklawę położoną u stóp wzgórza). Pan Turecki Żołnierz nie wyglądał na chętnego do pozowania. Wokół było sporo baszt strzelniczych. Co ciekawe, na całej wyspie jest jeszcze mnóstwo militarnie przydatnych schowków i różnorakich gęsto rozsianych po plażach zadbanych i ufortyfikowanych miejscówek na wypadek ponownego ataku Turków. Bo to, że Cypr musi dzielić wyspę z nieuznawaną przez nikogo więcej poza Turcją , Turecką Republiką Cypru Północnego to chyba wiecie?

widok z jednego ze stanowisk strzelniczych

#img7

Tu cmentarz z całkiem przyjemnym widokiem biorąc pod uwagę wieczne spoczywanie.

#img6

Chwilę pokontemplowaliśmy widoki i przyszedł czas na wyruszenie w góry. Park narodowy z najwyższym punktem leżącą w paśmie górskim Troodos górą Olimp (prawie 2000m. n.p.m.). Region ten znany jest z mnogości klasztorów i malowanych cerkiew. Generalnie Cypr jest chrześcijaństwem stoi, ale o tym później. Kiedy u podnóża gór mogliśmy hasać w krótkim rękawie, tak im wyżej się znajdując, tym więcej śniegu można było dojrzeć. Mało tego, wyciąg narciarski działał pełną parą! Tak więc kto chciał, ten mógł się opalać na plaży, a kto wolał szusować po śniegu, brał sprzęt i jechał w góry. To się nazywa bogata oferta turystyczna!

Kręcąc się po zawijasach drogowych trzeba było nieźle uważać. Jeszcze kilka dni wcześniej ma Cypr napadły srogie ulewy(które i nas nie ominęły) a w ich wyniku, większość dwupasmówek zamieniła się w jedną, większość trasy wyglądała o tak:

#img9

Na Cyprze zobaczymy jedyne w swoim rodzaju, wyjątkowe muflony!

#img10

Na które trzeba było uważać

#img8

Więcej widoków z tego dnia. Była i piękna droga nad morzem. I zapierające dech w piersiach pejzaże rozciągające się z gór. Co chwila przystawaliśmy żeby napatrzeć się na lasy i wielką wodę w oddali. I wiecie co? Tam się wprost smakuje te kolory: odcienie lazuru, seledynu, drzew oliwkowych i przebijających przez liście żółci i pomarańczy cytrusów. A przy tym towarzyszy nam tylko błoga cisza! A wokół ni mo żywej duszy.

zapraszam do części drugiej :)

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

chaleanthite 20 kwietnia 2015 01:22 Odpowiedz
Fajna wyprawa-idealna, by wylogowac sie troche z szarej rzeczywistosci ;) Pozdrawiam cieplo :)